Archiwum wrzesień 2005


wrz 25 2005 CD...
Komentarze: 4

Kabal był synem Kapitan Astrid. Jego matką była główna dowodząca korpusu cyborgów K 12, niewielkiej ilości mieszańców, których zostało niewiele jak i ludzi. Należała ona jednak do przeszłości. 2 lata temu zginęła w akcji. Uczestniczyła osobiście w ataku na Double-Tower, siedzibie sztucznych. Była jedną z bardziej cenionych żołnierzy, jej śmierć odbiła się bardzo mocno na działalności ludzi i cyborgów. Tajna armia bez jej dowódca zaczęła upadać. Teraz właściwie nic takiego nie istniało. Kabal miał jednak poszarpane zdjęcia rodziców. Lubił na nie patrzeć. Astrid (nigdy nie mówił do niej 'mamo') była wysoką kobietą o jasnych włosach i wesołych zielonych oczach. Zawsze chodziła uczesana w kucyk, a na przegubach nosiła długie kastety. Ojca nigdy nie znał. Zginął na zawał serca kiedy ten miał niecaly rok. Wiedział jednak, że był bardzo chorowity. Szczególnie słabe miał serce. Brał dużo leków, dzięki nimi jakoś funkcjonował. Był mimo tego wielkim naukowcem. Przyczynił się, do przetrwania gatunku ludzkiego. Co prawda sztucznie, ale udało mu się 'wyprodukować' kilku ludzi. Dwie samice i trzech samców. Wtedy kiedy roboty niszczyły każdą zrobioną przez ludzi rzecz było to prawie niemożliwe. Teraz prawdopodobnie to kilka sztuk rozmnażało się. Taką przynajmniej Kabal miał nadzieję. Na zdjęciu Ojciec miał niesamowicie czarne włosy i błyszczące zielone oczy. Mało się uśmiechał. Właściwie nie było zdjęcia, na którym by się uśmiechał. Matka mówiła mu tylko, że Ojca nie cieszyło tak bardzo jak Kabal i rodzina. Nigdy jednak nie udało mu się poradzić ze wszystkimi problemami, szczególnie tymi z młodości.

KR.

czarownica9 : :
wrz 15 2005 It's me again
Komentarze: 4

po raz:

Ciemne, zadymione miasto. Rozbite okna w wieżowcach, rozpadające się drapacze chmur. Życie tętniące jedynie w brudnych i mrocznych zaułkach Darklight. W jednym z nich siedziała przygarbiona, niepozorna postać. Miała zgięte kolana, a oparte o nie ramiona zwisały luźno, od czasu do czasu sięgała tylko ręką do ust po papierosa. Po chwili wyprostowała się, przeciągnęła i wstała. Smukła, proporcjonalna, drobna, ale wysoka sylwetka w tych czasach była rzadkością. Postać taką miała. Żadnych chipów, blaszek, sztucznych elementów w ciele. Takich organizmów została garstka, najwyżej 8-9 sztuk. Ciemne włosy i delikatną twarz zasłaniała po części stójka skórzanej, czarnej kurtki. Oczy były żywe, mimo stalowo-szarego koloru. Patrzyły przed siebie, jakby próbowały odnaleźć coś czego w tym miejscu nie ma. Pod nogami przebiegł tłusty szczur, obgrzył przy okazji kilka wystających nitek, z wąskich, szarych, brudnych i obszaranych jeansów. Postać zrobiła kilka kroków, ciężkie buty z wysokimi metalowymi podbiciami głośno stukały o kamienne, popękane płyty. Z rur wystających ze ścian skapywały leniwie odpady chemiczne i ścieki. Muchy lgnęły do smrodu rozchądzącego się w uliczce. Nie było to dobre miejsce dla zwierząt, może za wyjątkiem karaluchów. Nie było to w każdym razie na pewno dobre miejsce dla człowieka. Pochylił się i podniósł miecz- długi, trochę wyszczerbiony, z wygrawerowanymi symbolami: BNZ 002. Jedyny blask w tym miejscu bił od niego i stalowo- szarych oczu.. Stalowo- szarych oczu Kabala i migocącej powierzchni broni model BZN 002, który dla chłopaka nie był tylko suchą nazwą. Dla niego to był najlepszy przyjaciel: BENZI.

po dwa:

'LECZ PRZECIEŻ BÓG DOBRZE WIE
DLACZEGO DŁAWI MNIE WSTRĘT
DLACZEGO STRACH NABIERA MOCY I ZNIEWALA ROZUM
NA PEWNO KAŻDY CHOĆ RAZ
UTRACIŁ WIARĘ JAK JA
OBYM NIE BLIŻEJ STAŁ
SENNEGO DNIA W KRÓLESTWIE MROKU.

 GINIE NADZIEJA I MOC
ROŚNIE APETYT NA ZŁO
ZWYCIĘŻĄ CI, CO NIENAWIŚCIĄ SILNI
SZYDZĄ Z INNYCH
NAD MIASTEM WYRÓSŁ JAK KRZYK
I ZAMKNĄŁ DROGĘ DO GWIAZD
OGROMNY WSTYD I STRACH PRZED CISZĄ
ETERYCZNĄ'

po trzy: Dziękuje wszystkim, którzy to przeczytają, a jeszcze bardziej tym, którzy skomentują.

BLESS YOU

KoRnie

czarownica9 : :
wrz 11 2005 pRoduKt
Komentarze: 4

Crashing.
Shit.
I can't see, I'm going blind.

Jest dobrze. Wszystko gitara. No nie wszystko, ale nigdy nie jest idealnie. I dobrze, że na tego bloga wchodzi mniej ludzi. I w dupie mam to co tu piszę i niech inni też mają. Zastanwia mnie tylko fakt, czemu nadal boli mnie coś, co nie powinno? Zostalo mi w glowie kilka rzeczy, których być nie powinno. Caly czas. Slucham i udaje, że RilaX, ale wcale nie. Chociaż co racja to racja- z mojej winy.
A ręcę caly czas pachną Nim, dobrze mi z tym niesamowicie. Cieplej mi od razu.

Często ból miesza się ze szczęściem, z frustracją. Nauczylam sie chyba pisać tak żeby nikt tego nie rozumial. Bez sensu w sumie. Nigdy do tego nie dążylam- tak wyszlo. I nie chce mi się wplątywać tu żadnych kolorów, innych czcionek i takich bzdur.

Spadlam niżej, a tak się przed tym bronilam, tak mi zależalo, przestalo. Czasami tylko wracam myślami i mi żal tego co zrobilam, a moze tego czego nie robię.

Jednak niewątpliwe pozostaje jedno: 'Czekam.'

KR.

czarownica9 : :
wrz 01 2005 Ch!LdReN oF tHe KoRn!!
Komentarze: 7

31 sierpnia. Dzień, w którym zrobiłam jedną z lepszych rzeczy w swoim życiu ;) i.. spełniłam jedno z tych realnych marzeń. Hehe.. Pojechałam na koncert KoRna. ^^. Tego nie da opisać się żadnymi słowami. Full ludzi, grubych kilka tysięcy, skaczą, pchają się i przeciskają. Atmosferka jak w puszce z sardynkami. Ale to tak z grubsza.. Może bardziej od początku....
O godzinie 8.30 wyjechałam samochodem z Patrykiem, Kubą i Krzyśkiem z Białej. Droga w sumie była dosyć męcząco, ale to biorąc poprawkę na to, że wybitnie nie znoszę jeździć samochodem. Jakieś 100 km przed Katowicami zrobiliśmy postój. Już tam było dużo ludzi, którzy jechali na koncert. Klimacik zaczął się powoli robić. Koszulki KoRna, i te sprawy.. Zajechaliśmy tak na moje oko może przed 14, a od 15.30 wpuszczali do Spodka. Wszędzie było pełno fajnych, ciekawych ludzi. Samo patrzenie się na nich i rozglądanie było zajebiste ;). Tu jakaś typiara z dreadami, tam gość w kilcie a jeszcze gdzie indziej 50-latek w koszulce jakiejś ostrej kapeli... Ooostrooo... Gooościuuuu Kuuurwaaa >lol<. Zabrali mi łańcuch przy wejściu, mocno sprawdzali ludzi, przeszukiwali. Ale jakoś już weszliśmy wszyscy i spotkaliśmy się z Maydanem i Sackiem. Już tak wcześnie było kilka tysiaków ludziów, a po jakimś czasie zaczęło napływać jeszcze więcej, a wszyscy... zajebiście lubili KoRna ;]. No i w sumie przed KoRnem było 6 chujowych zespołów, które trzeba było jakoś przetrwać. Nasz brak doświadczenia jeśli chodzi o koncerty w tak dużych miejsach był mocno odczuwalny. Najpierw ja stałam 2,5 zespołu prawie przy barierkach na samym środku. Ale tam to była masowa walka o przetrwanie i zwątpiłam kiedy zrobiło mi się słabo i zachciało bełtać (nie było tam czym oddychać, wszyscy strasznie napierali z tyłu ) i wyszłam z tego największego tłumu. Zaliczyłam ‘pizzę’ po drodze, ale jakoś mi się udało dotrzeć do jakże cennego... powietrza! To była jakaś połowa HUNTERA. Znalazłam jakimś cudem Maydana z Sackiem, którzy okazali się na tyle inteligenti i jak grały te chujowe zespoły to nie stali z przodu tylko lajtowo z tyłu gdzie było względnie luźno. Wyszliśmy stamtąd, napiliśmy się czegoś (wszystko było okropnie drogie). Wróciliśmy na sale koncertową pod koniec Opethu. Atmosfera zaczęła się podgrzewać, a ludzi na zewnątrz robiło się coraz mniej. Proste.. w końcu za jakieś pół godziny miało się zacząć to na co wszyscy tam czekali. Przecisnęliśmy się mniej więcej na środek, na scenę zaczęły wjeżdżać KoRncage’e. Podekscytowanie wisiało w powietrzu. Nagle w dół zjechała czarna kurtyna i wszystko zasłoniła. Po jakiś 20 minutach oczekiwań dało się usłyszeć pierwsze próby. Uderzenia Silverii i gitarkę Munkyego. Gotowało się we mnie. W końcu gdy kurtyna opadła zaczęło się Here to Stay. Davis, i reszta. Qwra, nie mogłam oderwać wzroku. Wszyscy zaczęli skakać. Chciałam się przecisnąć bliżej, w sumie to mi się nawet udało, ale nie dało się tam w ogóle wytrzymać. MASAKRA. Po może 2,3 piosenkach wyszłam dalej i podeszłam bardziej od rogu, w stronę Munkyego. Znalazłam takie zajebi miejsce, że lepszego mieć nie mogłam. Przy samej barierce z boku, obok gitarzysty, myślałam, że się rozpłynę ^^. Łazili po scenie, Jonathan mówił do nas i było boooosko. Na niczym się nie zawiodłam, było wręcz lepiej niż się spodziewałam. Pod koniec wszyscy już wysiadali. Ciało piekło i bolało, ale wszyscy śpiewali i dawali z siebie co tylko mogli. Było to zupełnie coś niesamowitego i w ogóle nie żałuję żadnej chwili tam. Nie darowałabym sobie gdyby mnie to ominęło. Takie przeżycie nie może się dać porównać zupełnie z czymś innym. Zespół oprócz tego, ze zajebiście grał, bawił się razem z publicznością. Wygłupiał się i był looooz. Jak skończyli grać, Munky rzucał kostki, Silveria pałeczki itp. Wyszłam mokrusieńka. Wszyscy byli wniebowzięci, nie wiedzieliśmy co dzieje się dookoła. BYŁO WYKURWIŚĆIE. ;) ;) ;) !!!
To tak w skrócie malutkim, najsurowsze info. Więcej u mnie >lol< Pozdro ludzie.
!!!KORN!!!
KoRnie ;P

czarownica9 : :